Spętani przeznaczeniem
Znacie nazwisko Roth? Coś dzwoni? Widzieliście je na okładce książki czy na filmowym ekranie? Jednak dziś nie poruszę tematu słynnej "Niezgodnej". Trafiła do mnie druga część nowej serii autorki pt.: "Spętani przeznaczeniem". Czy oprócz zabójczej okładki (mam dwie słabości: połączenie złota z granatem lub srebra z fioletem) i niesamowicie trafnego tytułu, książka prezentuje sobą coś więcej? Czy naprawdę jest to #najlepszaksiążkaveronikiroth? Przekonajmy się....
Już w pierwszej części dowiadujemy się, że los Akosa jest uzależniony od losu Cyry, posiadającej niezbyt porywające przeznaczenie lecz znanej w całej galaktyce ze śmiercionośnego daru nurtu. Bohaterów zastajemy w tym samym miejscu, w którym opuściliśmy ich w pierwszym tomie - zszokowanych otrzymaną informacją, szukających schronienia i planujących dalsze posunięcia.
Początkowo akcja rozgrywa się na statku kosmicznym, gdzie podzielona załoga trwa w impasie - czy tylko mnie ta sytuacja przypomina "Star Wars"? Następnie wraz z bohaterami zwiedzamy zakątki wszechświata jednocześnie obserwując z kilku perspektyw utarczki polityczne pomiędzy Shotet i Thuve, które rezonują w większej skali niż komukolwiek się wydawało. Przez pierwszą połowę książki, opowieść jest po prostu nudna, wręcz usypia. Wątki gubią się w patrzeniu w kosmos lub zapętlone, gonią własny ogon. Aż tu nagle w czytelnika uderza leciutko rzucona przez wyrocznię uwaga, która zachwiała wszystkim w co wierzyła dwójka głównych bohaterów. Niczym cios między oczy.
Śledząc jak bohaterowie próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości, stawiając pierwsze kroki w niepasujących na nich butach, gdy świat wymaga od nich o wiele więcej powodowała we mnie smutek i ból. Niepewność czy linia przeznaczenia okaże się liną ratunkową, więzami krępującymi ruchy czy stryczkiem, nadawała książce rumieńców. To wyczekiwanie kiedy bezlitosny los za pomocą nurtu, pociągnie za sznurek lub pozwoli mu się urwać. W drugiej części akcja już nie nudziła, lecz kipiała od napięcia trzymając czytelnika w szachu, grożąc, że zaraz zza zaułka wychynie jakieś niespodziewane wydarzenie. A finał? Pozamiatał.
Według mnie książka stanowczo zyskała by na utracie kilkuset stron z pierwszej połowy. Można by zostawić przecudnej urody opisy Galaktyki oraz zwyczajów na każdej z planet i dołożyć akcję z drugiej połowy - według mnie te dwie rzeczy czynią książkę wyjątkową. Tak, myślę, że wtedy byłaby to istotnie najlepsza książka. A tak jest średnia... Ale kocham ją od połowy xD Można tak? :D